Prezentuję scenariusz spotkania integracyjnego, który ułatwi nawiązanie kontaktów z rodzicami uczniów klas pierwszych. Współpraca z rodzicami - spotkanie inauguracyjno - integracyjne. Cele spotkania: pedagogizacja rodziców; wzajemne poznanie się; wytworzenie pozytywnego nastawienia rodziców do współpracy ze szkołą i wychowawcą; Oświadczenie metropolity - TVN24. Przegląd prasy: arcybiskup Głódź uważany za informatora wywiadu PRL. Metropolita odpowiada. Przez co najmniej 6 lat pracy arcybiskupa Sławoja Leszka Drwi z kolegów nigdy rzadko często bardzo często 16. Niszczy przedmioty należące do innych nigdy rzadko często bardzo często 17. Jest niezadowolony, gdy ktoś z kolegów jest w czymś lepszy od niego nigdy rzadko często bardzo często 18. Wdaje się w słowne sprzeczki, utarczki nigdy rzadko często bardzo często 19. Ważne jest nie tylko przekonanie, że poród domowy jest dobry i że najlepiej sprzyja fizjologii, lecz także odpowiednie zadbanie o ciało, w tym m.in. wizyta u osteopaty i u fizjoterapeuty uroginekologicznego, ćwiczenia czy praca nad zachowaniem odpowiedniej postawy ciała, aby dziecko ułożyło się prawidłowo. Wywiad z rodzicami, których niesłusznie oskarżono o przemoc wobec dziecka W 2015 roku w Polsce 76 034 osoby były podejrzewane przez policję o stosowanie przemocy w rodzinie. W 17 392 przypadkach "Niebieskich kart" założonych przez policję ofiarą była osoba małoletnia. 275 dzieci zostało odebranych rodzicom lub opiekunom prawnym. społecznie i zagrożonych niedostosowaniem społecznym (Dz. U z 2017r., poz. 1578). 3. Art. 47 ust. 1 pkt 5 ustawy z 14 grudnia 2016 r. – Prawo oświatowe (Dz. U. z 2017 r. poz. 59). ETAPY: 1. Wywiad z rodzicami 2. Swobodna rozmowa z dzieckiem na temat obrazków w celu zaznajomienia się z mową spontaniczną dziecka; 3. Elon Musk: najbogatszy człowiek na świecie, twórca Tesli, SpaceX, Neuralink, czy The Boring Company. Człowiek, który chce przenieść ludzkość na Marsa i w ogóle wzbudza wiele emocji. Rozmawiam z autorem jego najnowszej i najobszerniejszej biografii - Walterem Isaacsonem. Isaacson specjalizuje się w opisywaniu wielkich postaci, na swoim koncie ma biografie: Steve'a Jobsa, Leonarda Da Rolą wychowawcy, jest przekonanie rodzica, że gramy do jednej bramki czyli mamy wspólny cel, jakim jest autentyczne dobro dziecka. Na początku roku szkolnego nauczyciel opracowuje harmonogram spotkań na cały rok szkolny. Wyznacza daty, określa czas trwania zebrania oraz ich tematykę. Taki zestaw przygotowuje dla każdego rodzica. a) [Jeśli osoba wspomagająca wywiad/ osoba robiąca notatki jest zaangażowana w rozmowę] “Teraz mój kolega/moja koleżanka w celu przypomnienia omówi raz jeszcze to co powiedzieliśmy. b) [Powtórz listę zaznaczonych pozycji tak, by rodzic je widział. Rodzic przegląda notatki razem z osobą przeprowadzającą wywiad. Jest to Tak działał wywiad PRL. "Matka zmarła z emocji, on zaczął nowe życie". Aby zostać agentem wywiadu PRL, wystarczyły ideowość i ateizm. Z takimi kwalifikacjami trudno odnosić sukcesy AWp0aN. Kategoria: Zimna wojna Data publikacji: Była pełnokrwistą Niemką, osobą głęboko wierzącą, ponoć nie znosiła fałszu i obłudy. Po wojnie z tylko sobie znanych powodów została agentką wywiadu. Nie szpiegowała jednak dla żadnego z nowych niemieckich państw. W przeciwieństwie do swoich sławnych kolegów nigdy nie dała się rozpracować, ani tym bardziej złapać. Oto prawdziwy as polskiego wywiadu. Alice Kraffczyk przyszła na świat w rodzinie śląskich Niemców z górniczego Beuthen (dzisiejszy Bytom) w roku 1925. Była drugim dzieckiem Heleny i Waltera Kraffczyków. Jej spokojnego dzieciństwa nie przerwał nawet wybuch wojny – w końcu Niemcy wygrywali. W wieku osiemnastu lat, Alice została powołana do pracy jako pomoc pielęgniarska w wojskowej służbie medycznej w Breslau (Wrocław). Gdy jednak front wschodni niebezpiecznie nadciągał w stronę Śląska, dla rodziny Alice nadeszły ciężkie czasy. Podjęła trudną decyzję o pozostaniu w oblężonym mieście, a gdy zrobiło się naprawdę niebezpiecznie – przedarła się przez linię wojsk sowieckich oraz lasy i Sudety do Czech. Miała dużo szczęścia. Nie trafiła w ręce Sowietów. Dzieciństwo w niemieckim Bytomiu, służba w Festung Breslau… Nic nie wskazywało, że Alice złączy swoją przyszłość z Polską. Zdradziła Trzecią Rzeszę Po zakończeniu wojny Alice nie wyjechała do Niemiec. Zwróciła się do Polskiej Misji Repatriacyjnej w Monachium z prośbą o zezwolenie na powrót do rodzinnego miasta – teraz Bytomia. Nie było jej łatwo: nie znała języka, nie mogła znaleźć pracy mimo posiadanych kwalifikacji. Podjęła zaskakującą decyzję – postanowiła zostać szpiegiem na usługach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. W 1952 roku nawiązała tajną współpracę z Powiatowym Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego w Bytomiu i z Alice stała się „Haliną”. Jako tajna agentka rozpracowywała zagranicznych specjalistów zatrudnionych w elektrowni w Miechowicach, a także infiltrowała środowisko bytomskich Niemców. Przełożeni byli z niej zadowoleni, określając agentkę „Halinę” mianem szczerej i obowiązkowej. Jednak prawdziwa kariera Alice dopiero się rozkręcała. Zobacz również:Historycy z IPN udowadniają: Marian Zacharski był tylko zdolnym amatoremRozwiązanie konkursu: Ja, szpiegZabawa w wyklejanki. Jak szkolono superszpiegów PRL? Ładny ptaszek Zaledwie pięć lat po rozpoczęciu współpracy z UB w Bytomiu, wieści o perspektywicznej agentce dotarły do samej Warszawy. Departament I, czyli pion wywiadu MSW, zdecydował o przejęciu Alice i przerzuceniu jej przez granicę. Okazja była idealna, bo można było to zrobić w ramach łączenia niemieckich rodzin. Alice wraz z rodzicami jeszcze w tym samym roku dołączyła do mieszkającego w Zachodnich Niemczech brata, Günthera. A gdy udało jej się znaleźć pracę w Sztabie Wojsk Lotniczych Ministerstwa Obrony RFN, a więc odradzającej się niczym Feniks z popiołów Luftwaffe, polski wywiad mógł stwierdzić, że złapał Pana Boga za nogi. Tajna notatka wywiadu na temat Alice Kraffczyk. Obrotna i zaangażowana Przełożeni rozpływali się w zachwytach nad obrotną i zaangażowaną agentką, nie mogli się nachwalić jej pomysłowości, pracowitości, odwagi i oddania służbie. Podpułkownik Roman Medyński, oficer prowadzący Alice, pisał z podziwem w tajnym raporcie, do którego dotarli Waldemar Bułhak i Patryk Pleskot, autorzy książki „Szpiedzy PRL-u”: Dostarczała nam materiały dotyczące struktury organizacyjnej i obsady personalnej poszczególnych wydziałów sztabu lotnictwa NRF, jego działalności, baz zagranicznych, sprzętu powietrznego wraz z danymi technicznymi, urządzeń elektronowych zainstalowanych na poszczególnych typach samolotów, baz naprawczych rozmieszczonych zarówno w NRF, jak i krajach NATO, rozmieszczeniu stacji radarowych, itp. Następnie Alice podjęła pracę w Sekretariacie Pełnomocnika Parlamentarnego Bundeswehry, skąd również donosiła polskiemu MSW. Do jej metod pracy należało kopiowanie dokumentów, fotografowanie ich kultowym minoxem, sporządzanie tajnych raportów czy mikrofilmów. Nigdy nie wpadła. Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Wybierz poniżej kolejną, by czytać dalej. Uwaga! Nie jesteś na pierwszej stronie artykułu. Jeśli chcesz czytać od początku kliknij tutaj. Na szczęście wszyscy jesteśmy dyskretni Alice Kraffczyk. Jedyna zachowana fotografia z jej młodości. Materiał z teczek IPN-u. W listopadzie 1973 r., na polecenie przełożonych, Alice przeniosła się najpierw do niemieckiego MSZ w Bonn, a następnie podjęła pracę jako sekretarka i tłumaczka w Wydziale Konsularnym ambasady RFN w Warszawie. Takie zapętlenie w jej życiorysie doprowadziło do pewnego paradoksu: nowa urzędniczka ambasady zaczęła być rozpracowywana przez… niczego nieświadomy polski kontrwywiad. Departament II dowiedział się, że Alice pracowała wcześniej w bońskim ministerstwie obrony, a teraz miała podjąć pracę w attachacie wojskowym, więc podejrzewano związki z niemieckimi służbami specjalnymi. Agenci kontrwywiadu nawet nie domyślali się, że tracą czas na rozpracowywanie koleżanki po fachu, a koledzy z wywiadu śmieją się z nich na boku. Po dwóch rewizjach w hotelu MDM, gdzie mieszkała Alice, agenci nie znaleźli nic poza bielizną (w raportach znalazła się notka o „wysokim guście estetycznym”) oraz dwoma modlitewnikami w języku polskim i niemieckim (wykonano aż pięć kopii w nadziei, że służyły do szyfrowania danych). Minox. Taki aparat był na wyposażeniu każdego szanującego się, socjalistycznego szpiega. Także Alice (fot. Hustvedt; lic. CC ASA 3,0). Agenci kontrwywiadu nie tylko nie dostarczyli żadnego dowodu na współpracę Alice z niemieckimi służbami specjalnymi, ale również i na to, że współpracuje z wywiadem PRL. Jej opinia ostrożnego i utalentowanego szpiega była w pełni zasłużona. Może przydałoby się pomyśleć o własnej skórze W roku 1974 Alice miała 49 lat i dwie dekady kariery szpiegowskiej za sobą. Odbiło się to na jej zdrowiu – zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Była nerwowa, wyczerpana, zmęczona. Przyszedł czas na emeryturę. Zastępca szefa Departamentu I, płk Leszek Guzik, upomniał się o wiernego i zasłużonego szpiega. Wysłał pismo do wiceministra MSW Milewskiego, w którym podkreślał lojalność agentki wobec Polski oraz pisał, że całe życie poświęciła służbie wywiadowczej. Zaznaczał, że wywiad jest dla niej „jedyną przystanią”, gdyż nie ma żadnej rodziny poza mieszkającym poza granicami kraju bratem i wobec tego zabezpieczenie przyszłości Alice jest moralnym obowiązkiem wywiadu. Prosił o uregulowanie sprawy wynagrodzenia agentki i wyróżnienie jej za dotychczasową pracę. Ta wzruszająca historia najwyraźniej skruszyła kamienne serce ministra Milewskiego, bo wniosek płk Guzika został przyjęty, a napisane wkrótce po nim podanie Alice rozpatrzone w trybie błyskawicznym. Otrzymała nowe, legalizacyjne nazwisko, stałe wynagrodzenie i stanowisko w MO. Ale to nie wszystko. Już jako polski starszy sierżant Halina Szymańska została 4 grudnia 1974 roku odznaczona najwyższym polskim odznaczeniem państwowym – Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W uzasadnieniu pisano: Alice (na zdjęciu z lewej) otrzymała najwyższe odznaczenie PRL-owskiej Polski. Pokonując szereg trudności, udało jej się przeniknąć do jednego z najważniejszych, wyjątkowo dokładnie chronionych obiektów przeciwnika. Pracując na tym obiekcie i realizując zadania wywiadowcze, narażona jest na ciągłe ryzyko. Praca jej, prowadzona w osamotnieniu we wrogim środowisku, wymaga ogromnego hartu, ideowości, czujności, samozaparcia, dużych umiejętności konspiracyjnych oraz wielkiego wysiłku umysłowego, a często fizycznego […]. Przekazywane przez nią informacje mają istotne znaczenie dla posunięć politycznych i obronności naszego kraju. Źródło: Artykuł powstał w oparciu o książkę Władysława Bułhaka i Patryka Pleskota pt. „Szpiedzy PRL-u (Znak Horyzont 2014). Czy ta książka, to była podróż sentymentalna? Sławomir Koper: Na swój sposób na pewno. Miałem 26 lat jak upadała komuna. Doskonale pamiętam te czasy. Teraz jest moda na całkowite negowanie PRL­u, według mnie to była epoka bardzo bogata, chociażby w wydarzenia kulturalne. Takiego wysypu talentów twórczych nie było nigdy w Polsce. Nawet w II Rzeczpospolitej. I jak pan to tłumaczy? Nic nie było w sklepach, ale życie było mniej skomercjalizowane, coś za coś. Celebryci epoki PRL­u, cokolwiek byśmy o nich mówili, to postaci z naszych podręczników kultury, a kto będzie pamiętać o tych dzisiejszych gwiazdkach, które tańczą, śpiewają, wywijają koziołki? Przez pana książkę przewijają się kultowe komedie Stanisława Barei, zabiera pan czytelników na festiwale w Opolu, Sopocie i Kołobrzegu… To taki barwny kalejdoskop, polityki unikam. Żartobliwie mawiano, że w tym całym obozie wschodnim, byliśmy najweselszym barakiem. Coś w tym jest. Agentka Mosadu i polski kompozytor. Ostatnia miłość Krzysztofa Komedy | Historia z Koprem Tamtejsze imprezy były obowiązkowo zakrapiane. W PRL­u Polacy masowo nadużywali alkoholu. Napisałem kiedyś książkę "Stracone pokolenie PRL", wymieniam w niej wielu czterdziestoletnich – na zachodzie utarła się nazwa Klub 27, dla artystów, którzy odeszli w tym wieku, artyści w PRL odchodzili po czterdziestce… Tacy ludzie jak Iredyński, Grochowiak. Popełnił samobójstwo Stachura. Cybulski wpadł pod pociąg, Kobiela zginął w wypadku. Jeśli chodzi o picie, pamiętam taką anegdotę ze studiów, z czasów schyłkowej komuny: Dlaczego dużo piją na Politechnice? Z rozpaczy. A na Historii na Uniwersytecie? Z nudów. Mieliśmy mało zajęć. Rozwijaliśmy się duchowo, również przez alkohol. Z nudów? Lenin powiedział słynne: kto nie pracuje, ten nie je. W Polsce PRL-u panował nakaz pracy. Były wyjątki. Edward Stachura do końca nie miał wpisanego w dowodzie miejsca zatrudnienia. Władza uważała go za nieszkodliwego dziwaka, wielbiciele za pozostałość z post hipisowskiego świata. Ale to prawda, że w dowodzie trzeba było mieć wpisaną nazwę zakładu pracy. Wszyscy się z tym godzili. Nie mieli wyjścia. Uważam, że praca w PRL-u wyglądała raczej w myśl zasady – czy się stoi, czy się leży, parę tysięcy się należy. Z pozytywów, ta epoka kojarzy się wielu z naszymi sukcesami sportowymi. Mecze piłkarskie sprawiały, że dosłownie pustoszały ulice. Piłka nożna nie osiągnęła nigdy takiego poziomu, jak wówczas i pewnie już nie osiągnie. Oklaskiwaliśmy też sukcesy naszych siatkarzy. Złoty medal w Montrealu po wygraniu z Wielkim Bratem, jak mówiono na Związek Radziecki. Kiedy Kozakiewicz pokazał swój słynny gest na olimpiadzie w Moskwie w 1980 roku, miałem siedemnaście lat. Doskonale rozumiałem jego znaczenie. Czym panu smakował PRL? Trzymam teraz w dłoni paluszki żerańskie, identyczne, jak te sprzedawane w czasach PRL. Tak samo wyglądały i smakowały tak samo. Idealne do podgryzania przy czytaniu. Książka Sławomira Kopra "PRL po godzinach. Celebryci, luksusy, obyczaje" od wydawnictwa Harde dostępna w najlepszych sieciach księgarskich i księgarniach stacjonarnych oraz internetowych, w tym na jak też w wersji e-book na Sonda Który aktor załużył na na miano największego playboya PRL-u? Tomasz Stockinger Karol Strasburger Bronisław Cieślik Daniel Olbrychski Jan Englert Janusz Gajos Jerzy Zelnik Leszek Teleszyński Opublikowano: 2016-03-08 01:04:20+01:00 · aktualizacja: 2016-03-08 01:16:03+01:00 Dział: Społeczeństwo Społeczeństwo opublikowano: 2016-03-08 01:04:20+01:00 aktualizacja: 2016-03-08 01:16:03+01:00 Lustrowanie Jerzego Zelnika przez środowisko Michnika to przebicie kolejnego sufit cynizmu w naszym życiu publicznym. Czynią to ludzie, którzy nie uznają lustracji jako czynnika oczyszczającego życie publiczne - jest więc to dla nich jedynie narzędzie zemsty na nielubianym aktorze i sympatyku Prawa i Sprawiedliwości, na człowieku, który zwłaszcza w okresie posmoleńskim dał dowód wielkiej odwagi i poświęcenia. Nie był za to przez środowisko aktorskie pieszczony, oj nie był, a przez media związane z Agorą bywał wręcz zaszczuwany. CZYTAJ O TYM: TYLKO U NAS. Demaskujemy obrzydliwą manipulację Jakuba Wojewódzkiego. „To metody jak z PRLu”. Zobacz o czym NAPRAWDĘ rozmawiano z aktorem! Ale oczywiście, z ujawnionymi faktami trzeba się zmierzyć. Szczerze mówiąc, nie jest tego dużo: krótka współpraca bardzo młodego człowieka. Wynikająca raczej z głupoty i rodzinnej atmosfery szacunku dla PRL niż z finansowych czy karierowiczowskich motywacji. I najgorsze - udzielone SB informacje o jednym z kolegów. Jerzy Zelnik zapowiada, że mimo upływu lat spróbuje się z tym faktem zmierzyć, jeśli zaszkodził - zadośćuczynić. I przeprasza : Ze swej strony zapewniam, że stanę w tej sprawie prawdzie. Już teraz proszę o wybaczenie osoby, które mogłem skrzywdzić. Pozostaje też pytanie o tak długie milczenie aktora o tej sprawie. To dziwne. W przeciwieństwie do TW Bolka czy większości donosicieli epizod ten nie miał wpływu na jego postawę w wolnej Polsce. Nie był też Zelnik i nie jest politykiem w którego rękach spoczywa odpowiedzialność za innych. Nie. Pozostał tylko i wyłącznie aktorem. Kilka zdań w jakimś wywiadzie, choćby i rok temu, zamknęłoby szybko temat. Szkoda, że tego nie uczyniono. Ale z drugiej strony trzeba też pamiętać, że Jerzy Zelnik nigdy nie ukrywał iż jego życie dzieli się jakby na dwie części. Z domu rodzinnego wyniósł bowiem bardzo pozytywny stosunek do socjalizmu i władz PRL. Tak opowiadał o tym mnie i Jackowi Karnowskiemu w 2013 roku na łamach tygodnika „w Sieci”: Tak, tuż po wojnie ojca, jako dobrze rokującego reżysera i jednocześnie szybko awansującego oficera przeniesiono do Warszawy, nadzorował tu budowę Teatru Wojska Polskiego. Stolicę pamiętam właściwie tuż po powstaniową. (…) Moi rodzice zawsze byli bardzo uczciwymi ludźmi. Dom był pełen miłości. I choć wtedy Boga w nim nie było, rodzice żyli podświadomie w zgodzie z Jego przykazaniami. Wówczas romantycznie wierzyli w socjalizm w wydaniu wschodnim, odróżniając zawsze, jak mówili, piękne idee od złych ludzi, którzy zajmowali się realizacją instytucjonalnie. Tata był przed wojną wielkim zwolennikiem marszałka Piłsudskiego. Może jego wybory życiowe byłyby inne gdyby dostał się do Armii Andersa, jednak go nie przyjęto. Może dlatego iż w ankiecie napisał, że jest bezwyznaniowy? A jak rodzice znaleźli się w Rosji? Uciekali, jak rzesze Polaków, przed hitlerowską bestią, na wschód. A potem… znamy wszyscy historię. Ojciec nie chciał być obywatelem sowieckiego raju. W czerwcu 40 roku wywieziono go w ostatnim transporcie w bydlęcym wagonie. Straszne wspomnienia. Upał był potworny, ludzie umierali z braku powietrza, krzyczeli „wozducha, wozducha”. A młodzi cyniczni enkawudziści odpowiadali z rechotem, że tam dokąd jadą powietrza będą mieli aż za dużo. Po amnestii rodzice poznali się w Rosji, w sformowanym tam polskim wojsku. Potem był brutalny marzec 1968 roku w którym Zelnik uczestniczył osobiście. I - o czym też nam opowiadał - nawrócenie: Wiara daje mi siłę. Zawsze dawała, choć rzeczywiście relacja z Bogiem jest coraz ważniejszym elementem mojego życia. Ale już w 1969 roku, kiedy zostałem ochrzczony, już jako dorosły człowiek, wiedziałem, że to jest wielka łaska. Przygotowując się do chrztu miałem poczucie, że robię to bardziej dla żony, przed naszym ślubem kościelnym. Jednak trafiła mnie ta strzała miłości Bożej. Żyję wiarą i uważam, że to jest coś wspaniałego. Wszędzie, przy goleniu czy w ogrodzie, także na scenie, modlę się. W mojej ocenie jest to ważne naświetlenie sprawy i duże uwiarygodnienie tego, co aktor mówi w tej chwili. Z tej perspektywy nawrócenia na katolicyzm można zrozumieć i przyjąć pewnego rodzaju wyparcie z pamięci krótkiego epizodu współpracy z SB. Tym, którzy zaczną szydzić, że stosuję dwie miary, odpowiadam: akurat mnie o to oskarżyć nie możecie. Zawsze podkreślałem, że na te sprawy należy patrzeć w szerszym kontekście. Przypomnę choćby chybione zarzuty wobec prof. Witolda Kieżuna, za którego obronę, mocno nam się także od prawicy oberwało. I przypomnę, że także w przypadku Lecha Wałęsy jasno pisałem, że największym problemem jest wpływ sprawy TW Bolka na prezydenturę w wolnej Polsce. Dlatego, na podstawie obecnego stanu wiedzy, uważam iż mam prawo uznać, że tamten epizod nie jest chwalebny, wymaga przepracowania, ale najprawdopodobniej nie miał żadnego wpływu na twórcze i pełne poświęcenia dla innych (także dla ciężko chorej żony, którą przez wiele lat się opiekował), życie Jerzego Zelnika. Wiem, że nasi czytelnicy też podobnie na tę sprawę patrzą. Publikacja dostępna na stronie: