Wiec teraz serca mam dwa, smutki dwa I mi³oœæ po kres, i radoœæ do ³ez Wieczory d³ugie i z³e Krótkie dnie, wiec ca³uj mnie czeœciej, Bo nie wiem jak bedzie, o nie. Ojciec Twój pedzi-wiatr, uwieœæ mnie zdo³a³ Tuli³ jak cenny skarb w swoich ramionach Da³am mu wole istnienia Da³am mu si³e tworzenia. Wiec teraz serca mam dwa
Bajm – Dwa serca, dwa smutki - piano tekst piosenki. Zobacz teledysk i tłumaczenie, a potem nagraj swoją wersję do profesjonalnego podkładu muzycznego. Słuchaj tysięcy nagrań użytkowników!
Lyrics to Mister Dex Serca dwa: To tylko żart a tyle barw Jakieś ognisko i dłonie blisko Nie chciałem źle przyrzekam że W namiocie żaba to kumpla sprawa Potem były przeprosiny Bukiet kwiatów i pokrzywy Ty płakałeś ja się śmiałem Miłość w
25K views, 1.8K likes, 400 loves, 38 comments, 237 shares, Facebook Watch Videos from Legendy polskiego i światowego rocka, bluesa, metalu: Bajm - Dwa serca, dwa smutki, 1992
Dwa serca, dwa smutki.Płyta: Chroń mnie Rok nakręcenia teledysku: 1985.najlepsza jakosc. rok: 1996 (Studio Buffo, Warszawa) album: Bajm. Ballady 1+2 (EMI 200
Tekst piosenki; Nagrania (1260) Duety (10) Kup podkład. Inne piosenki Bajm (69) Krótka historia – Dwa serca, dwa smutki (m1hoo beat)
4.5K views, 103 likes, 35 loves, 3 comments, 84 shares, Facebook Watch Videos from Info Music 80902k.pl & RadioDivertimento.pl: Bajm "Dwa serca, dwa smutki" (1985) Zespół Bajm to historia
I w tym jest właśnie cała rzecz. Że wszystkie smutki idą precz. Bando, bando, rozstania nadszedł już czas, Bando, bando, na zawsze złączyłaś nas, Bando, bando, bez ciebie smutno i źle, Pożegnania to nie dla nas, o nie! Wkrótce znów spotkamy się. Bando, bando, rozstania nadszedł już czas,
Dwa serca, dwa smutki. Rośniesz jak młody buk na moich ramionach, jak drzewo, którego nikt, nikt nie pokona. Dałam ci wolę istnienia, dałam ci siłę tworzenia. Nowy nieznany szlak nad twoją głową może jest tylko snem, a może koroną. Zostań więc Bogiem i drzewem między mną, ziemią, a niebem.
Request of translation of Dwa serca, dwa smutki song from Polish to Croatian Deutsch English Español Français Hungarian Italiano Nederlands Polski Português (Brasil) Română Svenska Türkçe Ελληνικά Български Русский Српски Українська العربية فارسی 日本語 简体中文 한국어
W4qejXJ. Rośniesz jak młody buk na moich ramionach Jak drzewo, którego nikt, nikt nie pokona Dałam ci wolę istnienia Dałam ci siłę tworzenia Nowy nieznany szlak nad twoją głową Może jest tylko snem, a może koroną Zostań więc Bogiem i drzewem Między mną, ziemią, a niebem Ref.: Więc teraz serca mam dwa,serca dwa, smutki dwa I miłość po kres, i radość do łez Wieczory długie i złe Krótkie dnie, więc całuj mnie częściej, Bo nie wiem jak będzie, o nie Ojciec Twój pędzi-wiatr, uwieść mnie zdołał Tulił jak cenny skarb w swoich ramionach Dałam mu wolę istnienia Dałam mu siłę tworzenia Ref. (3x)
Dwie, z pozoru banalne, historie. Kobieta i mężczyzna, dwa odrębne światy, w których przyszło im żyć, fascynacja, miłość, kalejdoskop uczuć, dramat… Jedna opowieść stara jak świat. On z miasta, dobrze sytuowany. Ona z prowincji, uboga, pragnąca zmiany na lepsze. Historia-szablon do stworzenia przypowieści z morałem. Druga – bardziej współczesna, dotykająca coraz powszechniejszego problemu naszych zwariowanych i szybkich czasów – plotkarskich i brukowych pisemkach znaleźć można liczne odpowiedniki głównej bohaterki: dziewczyna z małego miasteczka, wrodzony talent, ciężka praca, lokalne konkursy, odkrycie przez media i sukces okupiony osobistym dramatem. A potem niespodziewane uczucie, mogące uleczyć albo już tylko zniszczyć… Pierwsza historia rozgrywa się w XIX wieku w małej angielskiej wsi, druga przenosi nas do współczesnego Londynu – miasta szansy, karierowiczów, show-biznesu i samotności. Dlaczego zestawiam tak pozornie różne książki razem? Bo z perspektywy polekturowego czasu dostrzegam w nich podobieństwa i obie doprowadzają do tragicznego epilogu – zbrodni, której skutków już nie poznamy. Autorzy nie podpowiedzą nam, jakie zmiany wywołają te zdarzenia w życiu bohaterów. Jednak zdroworozsądkowo możemy domniemywać, że największe problemy dopiero przed nimi. My na szczęście nie będziemy już ich świadkami ani Jem Poster osadził swój literacki debiut Kłaniając się cieniom w małej angielskiej wsi. Mimo, że przenosi nas w schyłkowe lata XIX wieku, powieść ze względu na swój uniwersalizm i aktualność problematyki mogłaby się rozgrywać z powodzeniem także współcześnie. Ramy czasowe czynią ją bardziej mroczną, narzucają pewne konwenanse zachowań, ale nie strzegą przed okrutnym przeznaczeniem. Bohaterem Postera jest młody architekt John Stannard. Od samego początku nie bardzo daje się lubić. To typ konfliktowy, zimny i raczej wyrachowany. Trudno też zrozumieć motywy jego postępowania i szorstkość w stosunkach międzyludzkich. John dzięki propozycji przyjaciela swego ojca trafia na prowincję, by dokonać renowacji parafialnego kościoła. Miejsce, w którym przyjdzie mu spędzić najbliższe miesiące uważa za przeciętne; skrajnie różni się ono od wielkomiejskiego gwaru stolicy, w której ma swoje biuro. Ponieważ interesuje się architekturą dawną, podejmuje się pierwszych stron powieści czuć czającą się gdzieś w tle grozę i nadchodzącą tragedię, podsycaną negatywną energią bijącą od samego architekta. Stannard zupełnie nie odnajduje się w roli nadzorcy prac budowlanych. Musi stawić czoło mieszkającym tam od lat wieśniakom i wpasować się w układy sąsiedzkie oraz stosunki między proboszczem a jego parafianami. Dla Johna takie bratanie się z pospólstwem jest zadaniem ponad możliwości i chęci. Każdy nadchodzący dzień okazuje się batalią z miejscowymi przesądami i niezrozumiałą tradycją. Nie odnajduje też wspólnego języka z wynajętymi pracownikami. Wypadek na budowie, jakiemu ulega jeden z nich, jeszcze bardziej komplikuje relacje z otoczeniem i stawia architekta w niekorzystnym świetle. Praca, której się podjął, również nie przebiega planowo. Powzięte decyzje często szkodzą kościołowi, wzmacniając coraz liczniejszą grupę wrogów przybysza. Pozytywnym aspektem pobytu na wsi okazuje się płeć piękna. Miejscowa dziewczyna, Ann Rosewell, odciągnie uwagę Johna od nawarstwiających się trudności w renowacji podupadającej budowli. Dla niej architekt z miasta jest szansą na nowe życie. Dla niego wiejska piękność to początkowo narzędzie do zaspokojenia żądzy. Z czasem niespodziewanie odkrywa, że dziewczyna na poważnie zawładnęła jego ciałem i duszą. Ale ta opowieść nie jest historią szczęśliwego spotkania dwóch zbłąkanych osób. Ann to zagadka. John stwarza sobie jej własny wizerunek budowany wyłącznie na informacjach, jakie zdobywa podczas tajemnych schadzek odbywanych pod osłoną nocy na okolicznych wzgórzach. Jednak wieś nigdy naprawdę nie zasypia. Żadne uczucie nie skryje się przed pożądliwym i ciekawskim wzrokiem małej społeczności. Kolejne spotkania kochanków diametralnie zmieniają obraz dziewczyny w jego oczach. Im dalej zapuszcza się w ten związek, tym mroczniejsze odkrywa tle miłosnej historii snutej w oparach mgieł, mżawki i chłodu kościelnych murów, pisarz pozwala nam przyjrzeć się epoce i przekracza progi domów wieśniaków, naturalistycznie przedstawiając dojmującą biedę prowincji końca XIX wieku. Jednocześnie ciekawie pokazuje konflikt ojca prawnika i syna architekta. Potomek nie sprostał oczekiwaniom rodzica i podążył własną ścieżką życiową wbrew woli bliskich. Powieść Postera nie rzuca na kolana. Historia jest dość schematyczna, intryga stara jak świat. Ale ta książka ma niewątpliwie swoje atuty. Po pierwsze, warsztat pisarski – debiutant zna się na swoim rzemiośle i powieść czyta się bardzo przyjemnie. Po drugie, klimat powieści i wierność w oddaniu realiów epoki. Pejzaże i postaci malowane słowem tworzą sugestywny obraz miejsc i ludzi. Czytelnik może skupić się wyłącznie na fabule, nie rozpraszany przez żadne „skuchy” językowe czy merytoryczne. Trzeci, przeważający w ocenie całościowej atut, to tragiczne zakończenie, dające pole do popisu wyobraźni. Książka Postera nie jest przegadana, choć chwilami jej tempo zwalnia i staje się leniwe i ociężałe. Narastająca od pierwszych stron groza rozegra się w sferze domysłów każdego z nas, gdyż jej rzeczywista twarz to skutki działań bohatera – czas, o którym nie napisał już autor. Osobiście, mając już po dziurki w nosie przegadanych epilogów wielu naprawdę dobrych powieści, odbieram ten zabieg bardzo Andrew O’Hagana – młodego Brytyjczyka z Glasgow, nominowanego w 1999 roku za Our Fathers do Nagrody Bookera – to zupełnie inna historia miłosna. Zanim uczucie bohaterki na dobre rozkwitnie na naszych oczach, prześledzimy jej smutne losy od czasów dzieciństwa w małej miejscowości nadmorskiej, aż po dorastanie i stanie się kobietą. Utalentowana wokalnie Maria Tambini mieszka w Rothesay w Szkocji. W okolicy uchodzi za geniusza śpiewu. Jej rodzina to nowe pokolenie włoskiej emigracji w Szkocji. Rodzice utrzymują się z prowadzenia małej restauracji. Maria przy każdej nadarzającej się w mieście okazji prezentuje swój nad wiek dojrzały śpiew, który nie pozostawia słuchaczy obojętnymi na silny głos mieszkający w ciele drobnej dziewczynki. Część powieści rozgrywająca się w Rothesay jest dla pisarza okazją, by opowiedzieć również o losach mniejszości narodowych w Wielkiej Brytanii. Autor zgłębia ten temat wnikliwie, ukazując ciężką pracę rodziny Tambini, mającą być skuteczną metodą na scalenie się emigrantów z resztą społeczeństwa. O’Hagan przekonuje również, że sztuka i muzyka mogą być lekiem zwalczającym nietolerancję. Dzieje bohaterki to typowy przykład bajki o Kopciuszku. Poznajemy historię spełniania się amerykańskiego snu w warunkach brytyjskich. Koleje życia Marii wpasowują się w losy ludzi znane każdemu z nas z mediów. Utalentowana dziewczyna zostaje odkryta przez łowcę talentów, trafia do telewizji i, dzięki szybkiej i skutecznej promocji, zaczyna wielką karierę. Przebrnięcie przez poszczególne szczeble drogi na szczyt okupione są ciężką pracą, a wszystko działa według wielokrotnie sprawdzonego już schematu. Dziewczynkę otacza sztab specjalistów, którzy tworzą jej świeży wizerunek, skrojony na potrzeby „sprzedawalności”. Maria staje się nowym produktem, który należy dobrze opakować i sprzedać ze sporym zyskiem. Opuszcza rodzinne miasteczko i wyjeżdża do Londynu. Tam zaczyna pracę nad sobą, docierając w ekspresowym tempie na sam parnas. W chwili szczęścia i sukcesu kończy się bajka, a zaczyna bardzo przekonywająco i ciekawie opowiada o kulisach show-biznesu. Historia kariery fikcyjnej Marii Tambini przeplata się z wątkami karier rzeczywistych gwiazd filmu i muzyki. Przypomina dokumenty rodem z MTV, ukazujące prawdziwe życie idoli: na jednej szali pieniądze i powodzenie, na drugiej – samotność, nałogi, depresje, choroby, a wśród nich najczęstsza u młodych kobiet – anoreksja. To także opowieść o ludziach-marionetkach żyjących pod stałą presją swoich agentów, asystentów, doradców, promotorów. Błyskawiczny sukces w blasku fleszy jest jednocześnie szarą szkołą życia i dorastaniem na siłę w zbyt krótkim czasie. Okazuje się, że władza nad sytuacją spoczywa w rękach ludzi z jej otoczenia, a nie osoby, która jest sprawcą sukcesu. Powieściową Marię pokochały miliony. Jej śpiew poruszał tłumy. Ale po zejściu ze sceny coraz głębiej popadała w depresję. Kiedyś śpiewanie było jej marzeniem. Z biegiem lat stało się przyczyną choroby i utraty kontaktu z najbliższymi. Dawni przyjaciele nie byli już tacy ciekawi – ze swoimi szkolnymi problemami, które nie pokrywały się z codziennością gwiazdy, przekraczającej próg dorosłości. Będąc na samym szczycie, dziewczyna spotyka dawnego miłośnika swego talentu z rodzinnego miasteczka. Jego pojawienie się w zaplanowanym co do godziny życiu gwiazdy okaże się ostatnią deską ratunku przed samodestrukcją. Podobnie jak Kłaniając się cieniom powieść O’Hagana porusza genialnym studium zarówno małomiasteczkowej społeczności, jak i londyńskiej metropolii. Obok losów głównej bohaterki znajdziemy w Osobowości ciekawy obraz włoskiej emigracji – ludzi żyjących z dala od ojczyzny, ale nadal intesywnie o niej myślących. Starają się ułożyć sobie nowe życie na obcej ziemi, ale zimne traktowanie przez wyspiarzy nie sprzyja asymilacji. Osobowość to w znacznej mierze także powieść o anoreksji i wyczerpującej z nią walce. Ciężka choroba jest tylko jednym z mrocznych aspektów bycia osobą na afiszu. Życie dla publiki to oddanie swego medialnego wizerunku w ręce milionów ludzi. Nie każdy będzie umiał się z nim należycie obchodzić i uszanować resztki czyjejś prywatności. To prowadzi do powstania coraz to innych sytuacji, patologicznych i chorych. O nich również opowiada autor poprzez wprowadzenie postaci Kevina – fana Marii Tambini, bezgranicznie opętanego uwielbieniem do swej idolki. U kresu tej opowieści natrafiamy na skrajne emocje, tragedię, a jednocześnie nadzieję na lepszą przyszłość. Ale tych dwóch wariantów tak naprawdę nie da się pogodzić. Maria chyba jeszcze tego nie wie, gdy wraca z ukochanym w rodzinne strony… Życie nie jest aż tak hojne, że nie zapyta o swą cenę. Za wszystko przyjdzie nam prędzej czy później zapłacić. Otwarte zakończenie daje spore pole do snucia alternatywnych będę przekonywać, że obie powieści młodego pokolenia brytyjskich pisarzy trzeba przeczytać. Tak naprawdę, wszystko co w nich możemy znaleźć, gdzieś już zostało opowiedziane. Ale krzywdząca byłaby opinia, że nie są warte poświęcenia im czasu. Historie banalne? Z założenia tak. Ale ważne w ich przypadku jest to, co się rozgrywa między punktem A i B oraz jak o tym opowiedziano. Nie można kategorycznie stwierdzić, że po obejrzeniu jednego filmu o morzu nie warto już poznać drugiego, bo wszystko na ten temat wiemy. Tak samo jest z Kłaniając się cieniom i Osobowością. Prawdopodobnie nie odkryjemy w nich dla siebie nowej Ameryki, lecz będą jeszcze jednym, szerszym, ciekawym spojrzeniem na życie i ludzkie dramaty. Interesującą wizją dwóch rzeczywistości w różnych płaszczyznach czasu. Być może nas nawet czegoś nauczą. To już stanowi kilka ważkich motywów, by spróbować po te dwie, z pozoru banalne powieści, sięgnąć. Jem Poster Kłaniając się cieniom Courting Shadows Tłum. Maria Zborowska Wydawnictwo Zysk i S-ka Seria: Salamandra Poznań 2005, str. 204 Andrew O’Hagan Osobowość Personality Tłum. Małgorzata Hesko-Kołodzińska Wydawnictwo Muza, Seria: Galeria Warszawa 2004, str. 392
Beata Kozidrak w trakcie występu w Opolu w wyjątkowy sposób uczciła swoją zmarłą w minionym tygodniu mamę, Alicję Kozidrak. Powiedziała ze sceny bardzo wzruszające słowa i wykonała szczególny utwór, który był najbliższy sercu jej rodzicielki. Beata Kozidrak o śmierci mamy, Alicji Kozidrak We wtorek 1 września późnym wieczorem wokalistka Bajmu poinformowała za pośrednictwem mediów społecznościowych, że w wieku niemal 100 lat zmarła jej mama, Alicja Kozidrak. Zamieściła bardzo osobisty wpis, opatrzony jej zdjęciem. „Dziś wieczorem zmarła moja ukochana Mama, która dała mi wszystko co jest we mnie najpiękniejsze – talent, siłę, urodę i wiarę. Była przy mnie zawsze. W każdej chwili mojego życia. Kocham Cie Mamo i bardzo tęsknie za Tobą. Gdziekolwiek teraz jesteś, wiem że będziesz mnie wspierała, tak jak ja Ciebie”, podkreśliła Beata Kozidrak. Wcześniej w wywiadzie zwierzyła się, że to dzięki mamie udało jej się przetrwać rozstanie z Andrzejem Pietrasem. Łączyła je wyjątkowa i silna więź... „To ona pomogła mi przejść przez najtrudniejszy czas w życiu, rozwód. Teraz to ja pomagam mamie. To po niej odziedziczyłam głos, nogi i piegi”, mówiła wzruszona. Z kolei dzień przed występem na 57. Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu poinformowała za pośrednictwem Instagrama, że wykona szczególnie bliski sercu jej mamy utwór. „Dziękuję za słowa wsparcia i kondolencje. Jestem wzruszona. W trudnych chwilach mojego życia scena i spotkania z publicznością były dla mnie terapią .Od festiwalu w Opolu zaczela się moja piekna przygoda z muzyką, moją jedyną pasją. Mama to rozumiała i wiem że w sobotę chciałaby usłyszeć Dwa serca dwa smutki - Jej ukochany utwór. Zaśpiewam go dla Ciebie mamo, a ze mną miliony wspaniałych wrażliwych ludzi w amfiteatrze i przed telewizorami”, napisała wzruszona Beata Kozidrak. Tak też się stało... Beata Kozidrak w Opolu: występ na cześć mamy Drugi dzień festiwalu w Opolu to koncert „Festiwal, festiwal!! - Złote Opolskie Przeboje”, w ramach którego przypominane są szczególnie bliskie artystom i publiczności utwory legendarnych wykonawców, jak Maanam, Skaldowie, Danuta Rinn, Edyta Geppert, Andrzej Rybiński, Andrzej Zaucha czy Maryla Rodowicz. Wśród nich nie mogło również zabraknąć Beaty Kozidrak i Bajmu, którzy wstąpili na samym początku. Urodzona w Lublinie artystka rozpoczęła go od wzruszającej przemowy. „Miałam zacząć piosenką, która była dla mnie najważniejsza, pierwsza, ale życie pisze różne scenariusze. Zaśpiewam inny utwór, który chcę zadedykować mojej zmarłej mamie. „Dwa serca, dwa smutki”, wyznała drżącym głosem. Piosenka miała wyjątkowo głęboki i piękny wydźwięk. Publiczność nagrodziła wykonanie gromkimi brawami, wielu słuchaczom zaszkliły się oczy. Po zakończeniu Beata Kozidrak dodała jeszcze: „Jestem bardzo szczęśliwa, bo scena zawsze była dla mnie terapią. Bardzo wam dziękuję, a teraz damy troszeczkę ognia. Ogień musi być”, po czym wykonała „Białą armię”. Gdy zeszła ze sceny, zamieściła na Instagramie zdjęcie z podpisem „dziękuję”. Taka właśnie jest Beata Kozidrak: szczera, bezpośrednia i prawdziwa. I za to od dekad kochają ją fani. Beata Kozidrak oddała w Opolu hołd zmarłej mamie: Fot. TRICOLORS/East News Fot. Jacek Kurnikowski/AKPA Fot. Jacek Kurnikowski/AKPA @